Część polskich siatkarek złożyła pismo do Polskiego Związku Piłki Siatkowej, domagając się zwolnienia trenera Jacka Nawrockiego. – Skoro mu zaufano, to znaczy, że zauważono, ile pracy włożył w to, by zespół z sezonu na sezon prezentował się coraz lepiej – komentuje sprawę dla TVPSport.pl Magdalena Śliwa, była reprezentantka Polski w siatkówce.
Do buntu miało dojść po finałach mistrzostw Europy, w których polska reprezentacja siatkarek zanotowała najlepszy rezultat od lat, plasując się ostatecznie na czwartej pozycji. Po latach walki o powrót do strefy medalowej, drużyna prowadzona przez trenera Nawrockiego zamiast cieszyć się z sukcesu, wyraźnie się podzieliła. Cześć starszych zawodniczek kilka tygodni po zakończonym turnieju wystosowała pismo do PZPS, w którym domagała się zwolnienia selekcjonera. Bezpośrednim powodem tego ruchu miało być faworyzowanie Magdaleny Stysiak oraz Marii Stenzel, czyli dwóch młodych siatkarek (urodzone w 2000 i 1998 roku), na których szkoleniowiec kadry postanowił oprzeć grę zespołu. Ich koleżanki wskazały również, że na linii trener – zespół nie ma porozumienia i występują problemy komunikacyjne. Sprawę opisał portal "Wyborcza.pl".
Na reakcję PZPS nie trzeba było długo czekać. Chwilę po publikacji tekstu ogłoszono przedłużenie współpracy z Nawrockim do 2022 roku, dając jednoznacznie do zrozumienia, że związek nie ulegnie szantażowi zawodniczek.
"Praca, którą wykonał trener Nawrocki, owocuje"
Konflikt w drużynie miał narastać od dłuższego czasu. "Pewniakami" Nawrockiego do gry w kadrze były Stysiak, Joanna Wołosz oraz Malwina Smarzek-Godek. Taka informacja padała ponoć w nieoficjalnych rozmowach i wywołała spory bunt. Kulminacją konfliktu miały być wspomniane mistrzostwa Europy, w których trener uparcie stawiał na atakującą. Ten ruch ostatecznie mu się opłacił, bo młoda siatkarka grała bardzo dobrze.
– Praca, którą wykonał trener Nawrocki, owocuje. Podobało mi się to, co widziałam podczas mistrzostw Europy. Zespół w końcu nabrał charakteru i grał coraz lepiej. Magdalenie Stysiak trzeba dać się rozwijać. Ile jest warta, pokazuje jej znakomita forma w lidze włoskiej. Trudno mi się odnieść do tego, że ktoś kogoś w reprezentacji faworyzował. Wiem jedno – na młode dziewczyny trzeba stawiać. Skoro w PZPS zaufano trenerowi, to znaczy, że zauważono, ile pracy włożył w to, by zespół z sezonu na sezon prezentował się coraz lepiej – wyjaśnia Śliwa, była reprezentantka Polski i dwukrotna mistrzyni Europy.
Co z turniejem kwalifikacyjnym? Drużyna jest podzielona
Sprawa buntu jest o tyle skomplikowana, że za dwa miesiące na kadrę Nawrockiego czeka kolejne wielkie wyzwanie – turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich. Polskie siatkarki nie grały w nim od 12 lat.
Szansę do awansu biało-czerwone będą miały w styczniu w holenderskim Apeldoorn. W pierwszej fazie turnieju zmierzą się z Azerkami, Bułgarkami i Holenderkami. Poza nimi o bilet do Tokio grać będą Belgijki, Chorwatki, Niemki i Turczynki. Awansuje jeden zespół. Nie wiadomo, w jakim zestawieniu osobowym polska drużyna pojedzie na turniej kwalifikacyjny. Niewykluczone, że dojdzie do sporych roszad w stosunku do składu z mistrzostw Europy.
– Czasami zmiany trenera mogą podziałać na zespół bardzo pozytywnie. Z drugiej strony, Jacek Nawrocki będzie miał bardzo mało czasu, żeby poukładać drużynę podczas krótkiego zgrupowania przed turniejem kwalifikacyjnym. Trudno będzie budować coś od początku – kończy Śliwa.
Mecze Polek w styczniowych turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk w TVP.
Follow @SaraKalisz